Zielono mi, czyli gotowany bób z masłem

Odkąd Mama uświadomiła mnie, że jeść kalafior można na surowo, a podróż do Rzymu przekonała, że surowe pieczarki są lepsze niż te poddane kuchennej "obróbce cieplnej", zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze można spożywać niegotowanego / niesmażonego, itp. Padło na roślinę zwaną bobem.
Tym, który nie są głodni wrażeń albo po prostu głodni, polecam od razu ugotować bób według poniższego przepisu. Reszta może go spróbować surowego - wyjmując oczywiście środek ze skórki. Ale jak jedni zajadają się płazami i robakami, tak drugim może smakować zupełnie co innego - na przykład taki surowy bób. Dla mnie gotowany jest nieporównywalnie lepszy, dlatego zapraszam do spożycia takowego :)

Gotowany bób z wiejskim masłem i solą

- kilogram świeżego, zielonego bobu
- wiejskie masełko (ok. 2 łyżki)
- sól

Nastawiamy garnek z osoloną wodą, czekamy do zagotowania. Wrzucamy bób. W zależności od jego 'wieku' gotujemy 15-20 minut ten bardzo młody, a starszy - 20-25 minut. Znajdują się też tak sędziwe osobniki, że gotować trzeba je więcej niż pół godziny.




Najlepszy bób to taki, który gotuje się najkrócej - ma gwarancję świeżości i odpowiedniej słodkości.
Po ugotowaniu (sprawdzimy widelcem czy bób jest odpowiednio miękki), odsądzamy i smarujemy masełkiem.



Mm... Smak lata. :)



Komentarze

Popularne posty