Znieszmaczeni, czyli restauracja Momu, Warszawa

Momu odwiedziliśmy w deszczowy listopadowy weekend, kiedy pogoda zdecydowanie bardziej nadawała się do siedzenia w ciepłym lokalu niż spacerowania na zewnątrz. Od wejścia przywitał nas przyjemny wystrój, niestety nie można tego samego powiedzieć o obsłudze, ale złożyliśmy to na karb ilości klientów, których w Momu zwłaszcza wieczorami nie brakuje. Zajęliśmy stolik na dolnym poziomie stylizowanym na przytulną piwniczkę: połączenie drewna i cegły, do tego dekoracje ścienne i stoły typu socjal (w pierwszej części jest też kilka czteroosobowych). Wystrój z pomysłem nadaje Momu swoisty klimat.




Menu (w formie gazety; mało czytelne, ale za to zrobione z pomysłem) jest rozbudowane, a dużą rolę ogrywają w nim pozycje mięsne. Weganie mogą mieć problem z doborem dania, szczególnie głównego, choć warto zapytać o wersję wege wybranej potrawy. Nasze uznanie wzbudziła obecność sera Korycińskiego w niektórych daniach.


Obsługa jest zdecydowanie najgorszym aspektem Momu. Obsługująca nas jedna kelnerka pomyliła zamówienie (zdarza się, nie byłoby problemu, gdyby nie ton pełen pretensji, nie wspominając już o braku jednego z trzech magicznych słów). Druga natomiast zabierała nam sprzed nosa talerze, kiedy jeszcze jedliśmy, nie zwracając uwagi na ułożenie sztućców, nie kryła również braku zainteresowania naszymi opiniami na temat zjedzonych do połowy dań (a uważamy, że lepiej przekazać uwagi na żywo, tak najczęściej docierają do szefa kuchni / kucharzy), przerywając pytaniem, czy może już je zabrać. Dawno nie spotkaliśmy się z takim traktowaniem klienta w, wydawać by się mogło, cenionej restauracji.

Zamówiliśmy zupę-krem z pomidorów (nasz najlepszy wybór tego wieczoru; była dobra, choć brakowało esencjonalności), bardzo smaczną sałatkę Energy Shot Salad (czarna soczewica, marchew, groszek, ciecierzyca, pomidory cherry, wspomniany ser Koryciński, fasola, podpłomyk z makiem, świetny sos miodowo-musztardowy).



Przy następnych daniach zaczynają się schody, szczególnie przy tych, które miały być gratką dla mięsolubnej części naszego towarzystwa. Zacznijmy jednak od kolejnej sałatki, która wypadła stanowczo gorzej niż jej poprzedniczka - Smoked Fit Salad. Bardzo zachęcający skład i opis (twaróg wędzony przez 12 godzin, szparagi, szpinak, pomidory cherry, orzechy włoskie, burak z pieca, jajko poche, marynowane oliwki, grejpfrut, winogrona, sos winegret), gorzej jednak ze smakiem; mieliśmy wrażenie, że owszem, wszystkie składniki są niczego sobie i dobrej jakości odmówić im nie można, ale razem nie tworzą spójnej całości.


I jak smak sałatki może być kwestią gustu, tak o mięsie tego powiedzieć nie można. Zarówno duszone ozory wołowe (podane z pomysłowymi, bardzo smacznymi kopytkami marchewkowymi), jak i marynowany rostbef z kiszonymi kurkami były przesolone, z na tyle przebijającą się nutą gorzkości, że nie dało się zjeść nawet połowy dania. Zachęcającej prezencji odmówić żadnemu daniu nie można, ale je się nie tylko oczami ;)



Na koniec kolejny zgrzyt, który najbardziej zapadł nam w pamięć - zawyżony rachunek, za który również nie otrzymaliśmy przeprosin, zostaliśmy za to potraktowani obcesowo i opryskliwie.

 *
Próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie, skąd tak wiele pozytywnych opinii o Momu? Czy trafiliśmy na naprawdę zły dzień kucharzy i obsługi, czy po wprowadzonych zmianach w menu jedzenie nie zachwyca? Pozostanie to chyba tajemnicą... Nie można Momu jednak odmówić klimatycznego wystroju i ciekawego menu, jednak na tym zalety się kończą. Jakość jedzenia (i w stosunku do ceny, i ogółem) rozczarowała, ale to zachowanie obsługi zniesmaczyło nas najbardziej.

Ocena ogólna: 3,5/10

Adres: Ul. Wierzbowa 9/11, Warszawa
Witryna: http://www.momu.pl/
Zakres cen: 40-60zł.

Momu Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato

Komentarze

Popularne posty