Wigilijny lunch po węgiersku, czyli Drum Cafe Langosh & Gulash Bar, Budapeszt

Pełno, gwarno i swojsko - taki był mój pierwszy odbiór Drum Cafe Langosh & Gulash Bar, do którego wstąpiliśmy w Wigilię Bożego Narodzenia. Lokal położony jest w budapesztańskiej dzielnicy żydowskiej, niedaleko Wielkiej Synagogi. Umiejscowienie ma swoje odzwierciedlenie w menu - oprócz węgierskich, są też dania kuchni koszernej.
Pora lunchowa przyciągnęła głównie turystów, bo przy prawie każdym stoliku słychać było inny język. Jako że rodzimego nie słyszeliśmy, postanowiliśmy wypełnić tę polskojęzyczną lukę i z niecierpliwością czekaliśmy na wolne miejsce. Nie było szans, żebyśmy odpuścili, bo tak pięknie pachniało domowym jedzonkiem... i jest, usiedliśmy! Teraz już nie było wyjścia, musiało smakować, bo wiadomo, strategia utopionych kosztów, te sprawy ;-)

Personel przyjazny, uśmiechnięty i ...zalatany. Podziwiamy tempo ogarniania zamówień!

Na początek wleciały pełne smaku, orzeźwiające lemoniady - jedna klasyczna, druga truskawkowa.



Następnie przyszedł czas na zupy. I to nie byle jakie, bo gęste, tłuściutkie (ale w granicach przyzwoitości), idealnie doprawione zupy serowe. Podane ze śmietaną, cebulką i dużą ilością tartego sera na wierzchu, omnomnom! Zdecydowanie najlepsze danie, jakie jedliśmy w Drum. Trochę spojler, ale trudno :x



Na drugie danie wybraliśmy pizzę oraz kluseczki zwane nokedli. Te kluski to osobna historia węgierskiej kuchni, bo są wszędobylskie i wszechstronne. Mogą być podstawą dania, mogą być dodatkiem. Na słodko i na słono. Co do tradycyjnego gulaszu? Nokedli. Co do paprykarza z kurczaka? Nokedli. A do sosu owocowego, do sera, do śmietany, do pomidorów? Kluseczki, kluseczki, kluseczki.
W Drum Cafe nokedli (już chyba każdemu utrwaliło się to słowo na całe życie :D) podane były z wegetariańskim leczo. Brakowało mi w tym daniu madziarskiego jaja, nutki ostrości, aromatu podwędzonej papryczki... I nie chodzi mi bynajmniej o pożar języka, bo Węgry nie stoją wbrew pozorom pikantnością, tylko o podkręcenie smaku. Wyszło trochę mdło, choć tragedii nie było. Ot, po prostu danie, które się zjadło, ale nie będę do niego wracać jakoś długo myślami.






Wracając do pizzy, można ją podsumować dwoma słowami: smaczna i tłusta. Nie miała zbyt wiele wspólnego z włoską wersją, choć był i ser, i pomidory :D Raczej dla fanów langosza niż napoletany, ale raczej o to w tym miejscu chodziło.



Dopchaliśmy się (bo ciężko to ująć inaczej; w sumie "ciężko" też pasuje do stanu naszych brzuszków :D) jeszcze deserem o wdzięcznej (i jakże przystępnej jak na węgierskie językołamacze) nazwie Somlói galuska. Ciasto biszkoptowe z dodatkiem kremu waniliowego, bakalii, polewy czekoladowej i bitej śmietany. wszystko uformowane w kopiec zajmujący cały talerz. Bomba słodkości, fantazja łasucha i ulubiony deser Węgrów. Trzeba spróbować. 

                                                                            *

Drum Cafe to porządna, tradycyjna kuchnia węgierska i żydowska bez udziwnień, nowoczesności i silenia się na bycie fit. Do tego ceny są przystępne, a lokalizacja idealna dla tych, którzy chcą zwiedzić Siódmą Dzielnicę Budapesztu (zwaną Jewish Quarter). Nam zabrakło takiego smakowego wow, które utrzymałoby się na długo po wyjściu z knajpy (choć zupa serowa walczyła o to mocno), dlatego dajemy siódemkę z plusem :-)


Ocena ogólna: 7,5/10

AdresDob street 2, Budapeszt, Węgry
Witryna: https://drumcafe.hu/en/
Zakres cenowy: 30-50zł.

Komentarze

Popularne posty