Dzień dobry Wietnam, czyli Xin Chào, Warszawa

Wychodząc z założenia, że kuchnia azjatycka nigdy się nie nudzi, odkrywamy dalej wietnamską mapę Warszawy. Tym razem zachęceni opiniami i lokalizacją (Marszałkowska), wybraliśmy restaurację o wdzięcznej (i dźwięcznej) nazwie Xin Chào, co w tłumaczeniu na polski oznacza powitanie ("cześć" lub "dzień dobry"). Usiedliśmy w środku, bo trafiliśmy akurat na ten chłodniejszy dzień lata. No właśnie - ogródek jest, i to całorocznie zielony, choć niektórzy będą pewnie narzekać na sztuczne rośliny. W środku lokalu jest przytulnie i ciepło; cegła połączona z drewnem, kilka zestawionych kolorów oraz lustra czyniące wnętrze optycznie większym. Również na dole jest sala, ale zdecydowanie mniej uczęszczana, co widać było po znikomej ilości gości. Na górze natomiast znaleźliśmy tylko jeden wolny stolik.



Na atmosferę Xin Chào wpływa oczywiście personel - już od wejścia zostaliśmy serdecznie przywitani, obsługująca nas pani była dosłownie ucieleśnieniem cierpliwości i optymizmu. Mimo tego, że była sama na warcie, to ogarniała wszystko koncertowo.

W menu raczej każdy amator kuchni wietnamskiej znajdzie coś dla siebie - spory wybór zup (w tym oczywiście flagowa phở), dania z ryżem, makaronem;wersje wegetariańskie i mięsne, sajgonki i sałaty. Oprócz tego znajdziemy popularne tajskie zupy.


Na początek wzięliśmy chipsy krewetkowe, a do picia zimną zieloną herbatę i czekaliśmy na rozwój smakowych wydarzeń ;)

Zupy były do odbioru niemal błyskawicznie, na resztę dań też nie przyszło nam długo czekać. Ale po kolei.

Na pierwsze danie zamówiliśmy świetnie przygotowane tajskie klasyki, obydwa w wersji z krewetkami: rozgrzewającą, ostro-kwaśną tom yum oraz jej odrobinę mniej popularną siostrę - delikatniejszą i lżejszą, ale równie aromatyczną tom kha. Idealne na rozgrzewkę, dosłownie i w przenośni.



Z zup, w ramach małego eksperymentu, zamówiliśmy też phở, ale nietypową, bo w wersji wegetariańskiej. Bardzo dobrze doprawiona, ze sporą ilością pieczarek, tofu i ziół, jednak musimy przyznać, że ciężko jej było doścignąć esencję mięsnego oryginału.


 Na drugie danie postawiliśmy standardowo na bun nem (w wersji z sajgonkami warzywnymi), w którym najbardziej ucieszyła nas obecność pachnotki i "napchanych" do granic, grubiutkich nemów. :) Generalnie zioła w Xin Chào to temat na panegiryk i na szczęście w każdym daniu można poczuć ich moc.

.
Phở tron z tofu sałatkowym charakterem nieco przypominał poprzednie danie, ale jest kilka różnic, między innymi w makaronie (jak wskazuje nazwa phở - ryżowe wstążki) i sosie (nie jest on stricte rybny, ale robiony na jego bazie). Orzechy, prażona cebulka, pikle i zioła - wszystko razem sprawiało, że smak był świeży i nieoczywisty.

.
Na koniec zostawiliśmy mięsny hit polecony przez panią kelnerkę - wołowinę smażoną na woku z fasolą szparagową i kiełkami, podlaną sosem rybnym. Do tego ryż na osobnym talerzyku. Danie niby proste, ale tą prostotą i oryginalnym smakiem zachwyca.


.

                                                                     *
Xin Chào karmi świetnie, i to w niewygórowanych cenach. Nad wyraz przyjazną i swobodną atmosferę tworzy przede wszystkim obsługa oraz kucharze, którzy starają się dopasować smaki do upodobań gościa (wymiana niepasującego składnika czy dodanie/ujęcie którejś z przypraw to nie problem). Po wizycie tutaj mamy nieodparte wrażenie, że do Wietnamu z Warszawy jest jakby bliżej ;-)

Ocena ogólna: 9/10

Adres: ul. Marszałkowska 4, Warszawa
Witryna: https://www.facebook.com/xinchaowarsaw/
Zakres cen: 20-35zł. 

Komentarze

Popularne posty