Aromatyczna wietnamska klasyka, czyli restauracja Mama Pho, Warszawa

Niekiedy o wyborze miejsca, w którym zjemy posiłek, decyduje łut szczęścia. Tak było po trosze i tym razem - w jednej restauracji nie było zup, na które bardzo mieliśmy ochotę, a w drugiej coś nie grało z obsługą i atmosferą. I tak oto wylądowaliśmy w Mama Pho. Położona na Nowym Świecie niewielka knajpka z kuchnią wietnamską zauroczyła nas wystrojem opartym na drewnie, z rewelacyjnie dobranym oświetleniem i takimi smaczkami jak ściana pełna karteczek z wpisami gości, oraz swobodną atmosferą. Jest klimatycznie, wygodnie (część siedzeń to kanapy wyłożone poduszkami), a od progu przywitał nas charakterystyczny aromat smażonych dań (ale nie tych smażonych na tygodniowym oleju jak w niektórych lokalach z kuchnią azjatycką ;)), ziół i przypraw.




Menu jest świetne i pod kątem graficznym, i wyboru dań. Ani za szerokie, ani za wąskie; wystarczające, by zachęcić, ale nie zmęczyć samym studiowaniem pozycji ;)

Obsługa składała się tego dnia z dwóch panów; bardzo sympatycznych, profesjonalnych, ale z odpowiednim marginesem swobody. Ktoś mógłby przyczepić się do tempa obsługiwania, ale nam nie przeszkadzało to zupełnie, a wręcz było zaletą, bo w restauracjach o charakterze "slow" raczej stawiamy na relaks i luz niż oczekujemy biegających między stolikami kelnerów.

Zaczęliśmy od lemoniady; naturalnej, bardzo kwaskowej i orzeźwiającej.


Do jedzenia zamówiliśmy zupę tom yum z krewetkami (dostępna jest jeszcze w wersji z kurczakiem). Lekko kwaskowa, trochę za mało ostra, ale rekompensował to niezwykły aromat zupy i jakość krewetek.


Drugą pozycją był bun nem (nie było problemu z przygotowaniem go w wersji wegetariańskiej, z tofu) z warzywami, kolendrą i oczywiście makaronem bun zawiniętymi w surowy papier ryżowy. Najlepszy był dodatek w postaci sosu sojowo-miodowego i rybnego; w połączeniu ze spring rollsami dawały świetny smak, o którym myśli się jeszcze długo po wyjściu z lokalu.


W Mama Pho siedziało nam się tak dobrze, że domawialiśmy jeszcze frytki, frytki z batatów (mój frytkowy faworyt tutaj, choć ta odmiana ziemniaka do moich ulubionych nie należy) i dwa imbryczki przepysznej, rozgrzewającej herbaty jaśminowej z trawą cytrynową i dodatkiem miodu. Idealny zestaw na zimny, deszczowy, grudniowy wieczór.





                                                                                 *

Mama Pho to nie tylko tak popularna teraz tytułowa zupa pho i depczący jej po piętach bun, ale i inne smaki wietnamskiej (i nie tylko) kuchni.  Zdecydowanie musimy spróbować innych pozycji, bo zapowiada się obiecująco. Sporą zaletą są też niskie jak na taką lokalizację ceny, ale tym, co zatrzymuje w lokalu na dłużej jest bezpretensjonalna, gościnna atmosfera stworzona przez obsługę i klimatyczny wystrój. Nic, tylko wpadać i zajadać! ;-)

Ocena ogólna: 8,5/10

Adres:
ul. Nowy Świat 38, Warszawa
Witryna: http://mamapho.pl/
Zakres cen: 25-35zł. 

Komentarze

Popularne posty