Kulinarna finezja w morskich kontenerach, czyli Doki, Łódź

Przy okazji siódmej już edycji Light Move Festival nie mogliśmy odpuścić kulinarnej eksploracji Łodzi, w wolnym tłumaczeniu na język potoczny - łażenia po knajpach ;-) Bardzo chcieliśmy zjeść w Ato Ramen, ale przy pierwszej próbie odtrąciła nas długość kolejki, a przy drugiej trafiliśmy na czas zamknięcia lokalu. Niepocieszeni i już bardzo głodni udaliśmy się do sąsiednich Doków, działających podczas festiwalu do późnych godzin nocnych, a nawet można by powiedzieć wczesnych porannych. Doki robią wrażenie już od zewnątrz - to dwupiętrowa konstrukcja zbudowana z, jak się potem dowiedzieliśmy, morskich kontenerów. Lokal był niemal pełny, ale udało nam się zająć stolik na dole. Wystrój łączy przytulność z industrialną surowością, sprawiając wrażenie dynamicznego i ciekawego. Szkoda, że było zbyt zimno, żeby usiąść na jednym z tarasów, na które wchodzi się z dwóch stron - albo po kręconych schodach w przeszklonych środku, albo z podwórka.




Wielkim atutem Doków jest personel. Zarówno barmani, jak i kelnerzy (a zwłaszcza niezastąpiona obsługująca nas kelnerka) prezentowali najwyższy poziom obsługi. Uśmiech, luz, szybkość,doskonałą znajomość pozycji w menu i to coś, czego wyuczyć się nie da, a co nazywamy intuicją. Według nas obsługa idealna.
W menu znajdziemy sporo pozycji mięsnych, ale weganie i wegetarianie również znajdą coś dla siebie - każde danie jest czytelnie oznaczone. Oprócz steków, burgerów, past i sałatek znajdziemy między innymi mule, krewetki, sery własnego wyrobu czy warzywny pasztet.

Do picia zamówiliśmy lemoniadę i już jej jakość mówiła pozytywnie o restauracji. Naturalnie kwaskowa, z dodatkiem pomarańczy, ogórka i mięty, zrobiona z lekko gazowanej wody. Orzeźwiająca i pyszna.


Przy zamawianiu zupy popełniłam błąd nie doczytując jej opisu do końca, bo z zamianą wytrawnej śmietany z płatkami chilli, czekoladą i kardamonem na pewno nie byłoby problemu. Smak wytrawnej śmietany jest na tyle charakterystyczny, że albo się go kocha albo... mniej kocha ;-) Mnie jednak przeszkadzał w i tak pysznym kremie z zielonego groszku, nie lubię poza tym mieszania smaku warzyw z czekoladą. Jednak na pewno jest to nowe doświadczenie i, cóż, nauczka na przyszłość.


Na dania głównie przyszło nam czekać prawie godzinę. Na szczęście, kiedy już mocno zniecierpliwieni chcieliśmy pytać, co się dzieje z naszym zamówienie, uprzedziła nas kelnerka z wyjaśnieniem, że były problemy w kuchni i stek zostanie przygotowany drugi raz. W ramach zadośćuczynienia dostaliśmy kolejną karafkę lemoniady. Od razu zniknęło zdenerwowanie i niesmak, bo jednak w wielu odwiedzonych przez nas lokalach mieliśmy odczucie, że zwykłe "przepraszam" jest ponad miarę, nie mówiąc już o jakiejkolwiek rekompensacie.

Przejdźmy jednak do jedzenia, które w końcu wjechało na stół. Sposób podania na drewnianych deskach, z dodatkami w postaci roszponki czy świeżo zmielonego pieprzu maksymalizowała apetyczny wygląd dań.
Mój wegetariański burger może nie powalił na kolana, ale był bardzo smaczny - dobrze przyrządzony bakłażan, do tego ser halloumi, świeże warzywa, sos blue cheese i wisienka na torcie (a raczej burgerze :-)), czyli marynowana czerwona cebula. Brakowało mi jeszcze czegoś, co podkręciłoby smak całości. Niekwestionowanym jednak hitem zostały niepozorne... frytki. Chrupiące na zewnątrz, mięciutkie w środku, aromatyczne, wyraziste, z maślano-czosnkowym posmakiem (tak, to nadal opis frytek :D). Stwierdziliśmy zgodnie, że to najlepsze smażone ziemniaki, jakie jedliśmy w życiu. 


Wzorowy (choć tym razem nie najlepszy w życiu) stek Rib Eye z równie doskonałym sosem z zielonego pieprzu dopełnił satysfakcji z kolacji. Bardzo spodobała nam się koncepcja posypania deski pieprzem - można sobie było go dozować przy każdym kawałku. Do tego już nie takie doskonałe, bo chyba zbyt długo podgrzewane pieczone ziemniaczki.



                                                                                   *
Doki określają się jako gastrobar i rzeczywiście - świetnego wyboru alkoholi i drinków też nie można im odmówić. Jednak dla nas pierwsze skrzypce gra tu jedzenie - pełne aromatu, finezji i kucharskiego polotu. Do tego obsługa, przy której każdy gość czuje się ważny i mile widziany. Jak zwiastuje tytuł menu "For Gentlemen. Punks and Divas", Doki otwarte są dla każdego i pewnie każdy poczuje się tam po prostu... na miejscu.

Ocena ogólna: 8,5/10

Adres: ul. Piotrkowska, 138/140, Łódź
Witryna: https://www.facebook.com/dokigastrobar/
Zakres cen: 30-50zł.

Doki Gastrobar Menu, Reviews, Photos, Location and Info - Zomato

Komentarze

Popularne posty